sobota, 23 marca 2013

15.


*Perspektywa Perrie* MUSIC ON
- My nie możemy. Chociaż nie ukrywam, mam na Ciebie ochotę – powiedziałam całując i rozbierając chłopaka, w odpowiedzi dostałam tylko chichot – A co jeśli reszta się dowie?
- Nikt się nie dowie. Wcześniej się nie dowiedzieli to niby czemu mieli by się teraz dowiedzieć? – powiedział już prawie nagi chłopak nasilając pocałunki – I tak już ich zdradziliśmy. 
- A skąd wiesz, że ja chcę zdradzić Zayna kolejny raz? A poza tym wcześniej byliśmy sami w domu, a teraz są wszyscy. A z nikim innym jak z Amy nie mógłbyś tego zrobić, a jeśli ona jest w szpitalu, to znaczy, że jak oni coś usłyszą… – odsunęłam się od szatyna
- Na ostatnim spotkaniu, Am powiedziała, że z nami chyba koniec, czyli ja tak jakby jestem wolny. – odpowiedział podsuwając się do mnie - Wiem, że chcesz…
Rękę wsuną pod moją bluzkę, z nadzieją odpięcia mi stanika, udało mu się. Nie byłam mu dłużna i przeszłam do paska od jego spodni, gdy już go odpięłam, zaczęłam siłować się z guzikami, na marne. Loui pomógł mi, i takim oto sposobem był w samych bokserkach.. Ręką przejechałam po jego kroczu, wiem, że to lubił. W końcu nie raz ze sobą spaliśmy. Wzdrygnął się.
- Nie wierzę… - w drzwiach staną zdziwiony Zayn, kręcąc tylko przecząco głową, że może to, co właśnie zobaczył nie jest prawdą
- To nie tak, my tylko.. – zaczęłam się tłumaczyć – Zayn, wszystko Ci wytłumaczę. Do niczego nie doszło.
- Skończ już, po prostu się zamknij. Ciekawe jak Amy zareaguje na to. – Zayn popatrzał się na Tomlinsona z nienawiścią w oczach i tylko trzasną drzwiami.
- Kurwa. – przeklął Louis, spuścił głowę, wplótł palce we włosy i splótł je razem.
Boże, dlaczego? Mówiła, wiedziałam po prostu, że ktoś nas nakryje. Dobrze, że nie zobaczył nas w jednoznacznej sytuacji..
Ubrałam się i stanęłam przy drzwiach chłopaka.
- To może ja już pójdę. – wyszłam z pokoju Tommo, nie czekając już nawet na odpowiedź
Zamknęłam drzwi, zarzuciłam torbę na ramię i zaczęłam schodzić schodami w dół. Prawdopodobnie on mi tego nie wybaczy, nigdy. Jakie to życie nie sprawiedliwe. Ale wina leży również po mojej stronie, w końcu to ja zdradziłam Zayna, a nie on mnie… Chociaż z Louisem było mi dobrze. Nie ważne. O czym ja myślę? Ja muszę odzyskać Mulata.
Gorzej jak przyjmie to Amy…
Na dole wszyscy siedzieli w salonie, najlepszych min to oni nie mieli. Czułam ich wzrok na sobie, nie zwyczajny, tylko taki z nienawiścią, pogardą. Napotkałam wzrok Malika wypowiedziałam jedynie bezgłośne „Przepraszam” ze łzami w oczach  chciałam już wyjść gdy nie chciałam zmarnować szansy porozmawiania z nim, ostatni raz.
- Zayn pozwól mi to wytłumaczyć. – powiedziałam – To nie pierwszy raz..
- Co? – krzyknął rozwścieczony Zayn – Czyli ty już mnie kiedyś zdradziłaś, z Louisem? Wyjdź, natychmiast. – wstał i wskazał ręką na drzwi
- Nie chciałam tego powiedzieć. Proszę, nie mów Amy.
Wyszłam. Zamierzałam iść do dziewczyn, do domu.
W sumie to nawet nie wiem czy go kocham. Czuję, a raczej poczułam coś do Louisa. Coś większego niż do Zayna. Na początku było to ustawką, aby wypromować Little Mix, w końcu zauroczyłam się w Zaynie. Musieliśmy starać się codziennie spotykać, a w tym czasie trzymać za ręce, przytulać, całować, ogólnie mówiąc zachowywać jak na zakochanych przystało. Później poznałam resztę zespołu, w tym Louisa. Od samego początku dawaliśmy sobie różne znaki, zagryzanie wargi najbardziej seksownie jak tylko potrafiłam, puszczanie oczka, patrzenie się w ”niewłaściwe” miejsca, lub gdy na przykład my sami mieliśmy iść do kuchni, sklepu, czy gdziekolwiek, aby coś przynieść zazwyczaj całowaliśmy się namiętnie, bądź dotykaliśmy. Ale to nic nie zmieniało, byliśmy tylko przyjaciółmi. Dopiero później przyszła pora na seks, przyjacielski oczywiście. 
Nikt niczego nie podejrzewał, aż do dzisiaj. Spotykaliśmy się co 2, 3 noce. Szybki numerek i dobranoc, idę spać. Później chłopcy wylecieli, spotkali w samolocie Amy i od tamtej pory Louis nie był taki jak dawniej, prawda, spotykaliśmy się jeszcze z Tomlinson’em, ale nie było tak jak wcześniej. Miał ją. Teraz ona jest w szpitalu, i znowu bawi się mną, jakbym była zabawką, którą odłoży po jakimś czasie w kont. Amy o niczym nie ma pojęcia, do czasu, do jutra, dopóki Zayn i reszta nie pójdą do szpitala w odwiedziny. Było mi jej szkoda, w końcu ma bardzo kruchą psychikę, jak teraz się dowie, przysięgam, ona się zabije.
Powoli dochodziłam do naszego domu, który dzieliłyśmy razem z dziewczynami. Światła były zgaszone, czyli dziewczyny gdzieś wyszły. Prawda, dzisiaj w końcu piątek. Ja miałam być u chłopaków. Nie ważne.
Podeszłam do drzwi i przekręciłam kluczyk w zamku. Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Może lepiej by było, aby Amy dowiedziała się prawdy ode mnie? W końcu to moja wina. Szczerze, to nawet nie wiem dlaczego żałuję, przecież teraz jeśli Zayn do mnie nie wróci, będę mogła być z Louisem ‘na legalu’.
Postanowiłam iść na piechotę do szpitala, przecież to tylko 10 minut drogi stąd. Po drodze wstąpiłam do Starbucks’a, po kawę dla mnie i dla Amy.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się do kelnerki – Poproszę dwie latte macchiato.
- Dobrze, za jakieś 10 minut będzie gotowe. – odpowiedziała
Na ten czas postanowiłam usiąść na jednym czerwonym fotelu.
Gdy już zapłaciłam za kawy, moim kierunkiem był szpital, pokój numer ‘183’, pierwsze łóżko przy drzwiach, a dokładniej leżąca na nim brązowowłosa dziewczyna, nie mająca pojęcia o całym zajściu, ani o tym, że w planach mam odwiedzenie jej.
- Hej, można? – stanęłam przy drzwiach
- Pewnie – uśmiechnęła się do mnie
- Przepraszam – podbiegłam do niej i przytuliłam ją – Tak strasznie cię przepraszam. Z całego serca. Błagam, obiecaj mi, że zanim Ci wszystko opowiem, wybaczysz mi. Obiecujesz? - wystawiłam mały palec 
- Obiecuję. Ale o co chodzi? – zapytała niezbyt pewnie Amy
- No bo właśnie, ja zdradziłam Zayna.
- Jezu, naprawdę? – dziewczyna podniosła się z pozycji leżącej, do siedzącej i objęła mnie ramieniem – Na pewno Ci wybaczy, zobaczysz. Pogadasz z nim na spokojnie i dalej będziecie razem. A z kim go zdradziłaś, jeśli można wiedzieć oczywiście? – zapytała
- Amy to nie tak łatwo… - zaczęłam – Ja i Louis już długo… - opowiedziałam jej całą historię i czekałam tylko na jej reakcję
- Wyjdź. Proszę, wyjdź. Nie musisz już wracać. Chcę być teraz sama. – ewidentnie było po niej wiadomo, że jest teraz w wielkim szoku, w końcu jej kochany chłopak ją zdradził
- Jak coś to jutro przyjdzie do Ciebie Zayn z resztą, nie wiem czy będzie z nimi Louis. Ale Zayn będzie chciał Ci wszystko powiedzieć, a wolałam, abym to ja Ci to powiedziała, niż osoby trzecie…
- Żegnam. – powiedziała dając mi jasno do zrozumienia, że chce abym się stąd jak najszybciej wynosiła i abym już nic więcej nie mówiła.
Zrobiłam głupstwo oraz świństwo, ale coś ciągnie mnie do Tomlinson’a.
Jak to się działo, że jak chłopcy i ja byliśmy u Louisa, zawsze do czegoś dochodziło między mną, a Lou? Proste, Louis i Harry mieszkają razem, reszta oddzielnie. Czyli jak ja byłam z Lou, Loczek zajmował się resztą.
Nic nie będzie takie jak dawniej. Nic. Amy, Zayn i reszta zespołu mnie nienawidzą, zaraz na pewno dowie się też Emma, i ona będzie kolejną osobą, która mnie będzie nienawidzić. Wróć, ona mnie już nienawidzi. Dlaczego? W końcu według niej zabieram jej brata, który oddala się od niej. Kiedyś próbowałam z nią normalnie pogadać, ale się nie dało. No trudno. Widać, że nie dane jest nam zaprzyjaźnienie się razem…
Wiem, że powinnam wrócić teraz do Amy i jeszcze próbować ją przepraszać, ale większa część mnie mówiła mi jedynie „nie”.
- Co wy tu… - zapytałam widząc wchodzących chłopaków
- A ty co? – zapytał Zayn wymijając mnie
- Nie musicie do niej iść, ona już wszystko wie. – odpowiedziałam kierując się w stronę schodów prowadzących na parter szpitala.
- Idź do Louisa, biedaczek czeka na Ciebie i na to, kiedy w końcu zrobisz mu loda. – odpowiedział Harry poruszając przy tym szybko językiem i głową w przód i tył. Nie wytrzymałam i przywaliłam mu torbą, którą miałam nałożoną na ramię.
Poszli dalej nie zwracając na mnie większej uwagi.
Chłopak miał rację, poszłam do Tomlinson’a, ale nie aby się zabawić tylko pogadać.
Zapukałam do drzwi, a w nich staną przybity Louis.
- Czego jeszcze chcesz? – zapytał
- Chciałam pogadać, ale to już chyba nie ważne. Bo Ci zależy tylko na pieprzeniu mnie, a jak potrzebuję rozmowy to masz mnie głęboko w dupie.
- Wejdź. – otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka.
- Byłam w szpitalu u Amy, wyjaśniłam jej wszystko. Chłopcy też teraz tam byli.
- I tylko tyle chciałaś mi powiedzieć? Bo wiesz ja mam więcej do powiedzenia. Zespół może się rozpaść. Już i tak jest blisko końca, jutro wszystkie gazety będą miały nagłówki „Louis Tomlinson i Perrie Edwards mają romans, czy to koniec ich związku z ich połówkami? Jak zareagował zespół jak się o tym dowiedział” tak samo będzie w TV. Chcesz tego? I tak co byśmy nie zrobili będzie już wszystko źle, a nawet jeszcze gorzej… Amy mi nigdy nie wybaczy… - powiedział Louis
- A mi Zayn… Jak myślisz, Amy sobie coś zrobi? – zapytałam
- Przestań! – krzyknął – Dobra, weź już sobie idź, bo chcę być sam.
Wyprowadził mnie z domu, chciałam go jeszcze pocałować, ale on się nie dał.

Jest nowy rozdział. Tak, tak. Wczoraj pisałam, że nie mam weny, ani nie wiem z czyjej ma być perspektywy, a dzisiaj już dodaję. Ale to dzięki jednej dziewczynie, która napisała mi w komentarzu, aby była perspektywa Perrie i jakoś tak coś mnie wzięło :)
 Mam nadzieję, że wam się podoba. Wiem, jest krótki, ale ile się w nim dzieje ^^. Na początku tak ślicznie, romantycznie itp., a później dupa. Już się zboczeńce nakręciliście na 18+, haha. Ale nie ukrywam, na początku miało coś być…
 To chyba na tyle z tego co mam do powiedzenia dla was. No i piszcie z czyjej perspektywy ma być kolejny :)

piątek, 22 marca 2013

: (


 Chyba coś mi się wypaliło w wenie. Kompletnie nie wiem o czym napisać kolejny rozdział, ani z czyjej perspektywy ma być. Wczoraj usiadłam i zaczęłam pisać rozdział, a z rozdziału wyszedł imagin, ponieważ to co napisałam kompletnie nie trzymało się ‘kupy’ tej historii, dlatego trochę go poprzerabiałam i wyszedł imagin. Nie wiem czy go tu opublikować, ponieważ to w końcu opowiadanie.
 Z resztą to co teraz piszę również nie ma jakiegokolwiek sensu. I tak nikt tego nie przeczyta… :c
 Nie chcę was zostawiać, ale zastanawiam się nad założeniem nowego bloga, z nowy opowiadaniem, z inną historią. Fakt, pomysł mam. Tak samo jak na ten. Ale może na tamtym też tak będzie, że zatnę się w pewnym momencie i go nie dokończę. Sama nie lubię jak ktoś (albo ja) nie dokańcza tego, co zaczął.
 Oczywiście, kocham czytać komentarze, które do mnie piszecie. Dają mi strasznego kopa do pracy, bo wiem, że to co robię nie idzie na marne.
 Postaram się jeszcze raz napisać rozdział, ale z góry informuję: MOŻE BYĆ DO DUPY.
 Więc, aby taki nie był, proszę Was napiszcie w komentarzu pod spodem przynajmniej to z czyjej perspektywy ma być.
 No i dziękuję wszystkim, którzy nominowali mnie do Liebster Awards albo The Versatile Blogger. :)
 To chyba na tyle tych wypocin, proszę pozostaw tutaj komentarz, jak Ty być widział/a następny rozdział i z czyjej perspektywy.

poniedziałek, 18 marca 2013

14.


*Perspektywa Amy* MUSIC ON
Światło. Bardzo jasne światło, zawitało mnie przez szybę, oraz zaczęło razić mnie w oczy. Obudziłam się. A może lepszym określeniem byłoby rozbudziłam? Bo spać to ja już długo nie mogłam. Ciągle po korytarzu chodziły pielęgniarki, bądź lekarze. Byłam w szpitalu. Ile dni tu już byłam? Nie wiem. Mam jedynie nadzieję, że mało. Jak najmniej. Chcę już do domu!
Wszystko niemiłosiernie mnie bolało. A dokładniej rany, które pozostawiła po sobie żyletka. Na nadgarstkach i udach miałam bandaże. W lewą rękę miałam wbitą kroplówkę. Ubrana byłam zaś w jakąś szpitalną piżamę, a obok mojego tymczasowego łóżka stały dwa krzesła po obu stronach. A po lewej stała mała szafka z szufladką, na której leżały jakieś ciastka i moja komórka.
Nikogo przy mnie nie było, może to i lepiej? Chwila spokoju. Może nawet nikt nie wie gdzie teraz jestem? Ale nie, przecież sama na sto procent nie zadzwoniłabym po pogotowie, przecież pocięłam się aby umrzeć, a nie aby robić jakąś wielką aferę wokół mnie… Ktoś na pewno wiedział, że tu jestem. Tylko kto?
Sms. Po co ja wysyłałam ten głupi sms do Nialla. I ta cała rozmowa… Dlaczego ja wszystkich na około ranię? Może mnie naprawdę nie powinno tutaj być? To wszystko jest już takie nudne, dlaczego oni mnie jeszcze ratują? Czy będę okaleczać siebie jeszcze? Tak. Innego rozwiązania nie widzę. Prędzej czy później i tak umrę. Przeze mnie. Chociaż inni może będą prowadzić spokojniejsze życie, jak mnie z nimi nie będzie. Dlaczego moi nadopiekuńczy rodzice nie widzieli ran, blizn, ani nic, co pozostawiła żyletka? Może uważają mnie za idealną córkę? Ale nie, przecież ja tak rozrabiam. Ciekawe, czy w ogóle interesuje ich gdzie teraz jestem.
Zastanawiam się czy kiedykolwiek przestanę się ciąć? Moja zmarła babcia mawiała „Czego nie możesz zmienić, zaakceptuj” – tylko jak? Jak mam ‘uwolnić się’ od nałogu kaleczenia samej siebie? Albo jak mam ‘zaakceptować’ okaleczanie? Jak mam zaakceptować wszystko co znajduje się wokół mnie, cały ten świat?
Zmarli mogliby zrobić wszystko, aby jeszcze trochę pożyć, a ja? Ja zrobiłabym wszystko, aby zamienić się z nimi miejscami. Oni tutaj na górze, a ja w tej zimnej, już po jakimś czasie śmierdzącej,  zarobaczałej i zgniłej dębowej trumnie. W ziemi. Ubrali by mnie w jakąś ciemnego koloru sukienkę do kolan, zapewne buty bez obcasów, również ciemnego koloru, uczesali by mnie, ale włosy i tak miałabym rozpuszczone. Zamknęli by w trumnie, poszli na cmentarz i zakopali. Tak jak każdego.
Zapomnieliby.
- Dzień dobry, śniadanie. – powiedziała pielęgniarka wchodząc do Sali, w której się znajdowałam
- Nie jestem głodna. – ledwo wypaplałam, miałam strasznie sucho w gardle.
- Musisz jeść. – usiadła na krześle obok mnie – Masz anoreksje. – co? Teraz to mnie dobiła mówiąc to. Co ona w ogóle wygaduje? To nie prawda. Mam dobrą wagę, idealną. – A poza tym, krew Ci się sama nie wyprodukuje. Więc co, mam cię nakarmić? – zapytała
- Nie, sama sobie poradzę. – odpowiedziałam. Dostałam tackę, na której znajdował się talerz, a na nim dwie kromki jasnego chleba, parówka i mała kosteczka masła.
- Przepraszam, ale jestem wegetarianką. – powiedziałam trochę nieśmiała, nie chciałam przecież urazić pielęgniarki, a co najważniejsze kucharki, która to przygotowała.
- No tak oczywiście. A na co masz ochotę?
- Wystarczy mi sam chleb z masłem. – odpowiedziałam podnosząc lekko kąciki ust do góry.
- Ależ to niedorzeczne! Poczekaj, zapytam się kucharki czy mają trochę dżemu truskawkowego. – odpowiedziała wstając po chwili z krzesła, na którym już się trochę zadomowiła. Fakt, dosyć miła ta pielęgniarka. Oby inne też takie były, bo inaczej chyba tu nie wytrzymam. No tak, przecież byli jeszcze moi znajomi i rodzina, która zapewne się już o wszystkim dowiedziała.
- Dziękuję. – wypowiedziałam gdy pielęgniarka miała już wychodzić. Posłała mi jedynie promienny uśmiech, i wyszła.
Co ja będę tutaj robić sama całe dnie? Tak, sama. Nie chcę widzieć nikogo. No może oprócz tej przemiłej pani, ale nikogo ode mnie z rodziny, ani znajomych…
- Obudziłaś się! – krzyknął uradowany Louis. Niedawno przecież wspominałam, że nie chcę nikogo teraz widzieć, litości! Kiedy on w ogóle tutaj wszedł? – Dlaczego to zrobiłaś? – Usiadł obok mnie na krześle. Ubrany był jak to Louis, czyli kolorowe spodnie, szelki i bluzkę w paski. Stary Louis powrócił, pomyślałam. Fakt, wcześniej wspominałam, że nie słuchałam One Direction, ani nie interesowały mnie ich osoby, tak samo jak i różne artykuły z nimi w gazetach. Ale dzięki mojej kochanej przyjaciółce Lisie, wiedziałam o nich więcej niż nie jedna fanka. Ona na okrągło mówiła tylko o One Direction, i o jej kochanym Blondynku. Blondynku, którego zraniłam, ona mi nigdy tego nie wybaczy jeśli się dowie! No ale wracajmy do Lisy i jej mani na punkcie One Direction, to wiedziałam, na przykład to, że Harry zanim poszedł do X Factor pracował w piekarni, na casting chłopcy przyszli jako soliści i nie znali się, a dopiero później złączyli ich w zespół i Simon Cowell wziął ich pod ‘swoje skrzydła’, i tak oto rozpoczęła się ich kariera.
Dlaczego to zrobiłam? Niall. On był główną przyczyną, przyczyną była również moja noc z Louisem, nie dawanie sobie rady z tym wszystkim. Dlaczego noc z Louisem? Bo nie wiedziałam w tym czasie co Niall do mnie czuje, a jeśli Blondyn się dowie to, aż nie chcę myśleć co między nimi się stanie. Gorzej, jak zespół się rozpadnie. Przeze mnie. I naprawdę, mogłabym wymieniać jeszcze długo, gdyby nie fakt, że Lou siedział koło mnie.
- To jak, pogadamy? – zapytał – Jeśli nie chcesz z własnej woli, przekonam Cię siłą. Poczekaj chwilę, jeszcze zadzwonię po resztę. – spojrzał na mnie z cwaniackim uśmieszkiem i zaczął łaskotać.
- Louis! Przestań, ała! To boli. – mówiłam, trochę też śmiejąc się – Przestań, nie jestem w humorze! – krzyknęłam, a w tym samym czasie weszła ta sama pielęgniarka, co wcześniej miała przynieść mi trochę dżemu.
- Niech pan ją zostawi w spokoju. Ona musi najpierw zjeść. – puściła oczko dla Louisa – A później sama panu pomogę.
- I pani przeciwko mnie? – powiedziałam z rezygnacją w głosie. Dlaczego oni się tak na mnie uwzięli?
Kobieta jedynie wzruszyła ramionami i wyszła z sali.
- To jak, wolisz mi powiedzieć dlaczego chciałaś się zabić czy wolisz być łaskotana? – zapytała ciągle się przyglądając mi, jak jem kanapki. – Boże, jak ty mogłaś, w ogóle próbować się zabić? Przecież ja bez Ciebie nie wytrzymałbym! Też bym się zabił.
- I tak byś się nie zabił. Zapomniałbyś w końcu o mnie. Niech będzie, powiem. – Odpowiedziałam, chociaż powiedziałam tak tylko dlatego, aby Lou dał mi spokój. Oczywiście, że i tak mu nie powiem. – Chcesz jedną?– zaproponowałam chłopakowi jedną, nie za dobrą kanapkę.
- Nie dzięki, to ty masz anoreksje, a nie ja. – pokiwał głową twierdząco. Skąd on wiedział, że mam anoreksje?
Półgodziny jadłam jedną kanapkę, znaczy jeszcze jej nie skończyłam. Po prostu nie miałam dzisiaj apetytu. Louis w między czasie dzwonił po resztę chłopaków, oraz po Emmę. Danielle prawdopodobnie miała dzisiaj jakieś próby do trasy koncertowej Cher Lloyd, a Perrie była umówiona z dziewczynami z Little Mix. Uwielbiam ten zespół! Muszę się do tego przyznać, ale mam wielką nadzieję, że jeśli zacznę przyjaźnić się z Perrie to ona pozna mnie, albo chociaż zobaczę i poproszę o autografy Jade, Jasy i Leigh-Anne.
- Można czy przeszkadzamy? – zza futryny zaczęły wystawać po kolei głowy
- Amy się obudziła!! – Krzyknęła uradowana Em, i podbiegła do mnie przytulając mnie. – Boże, jak to dobrze, że żyjesz! W ogóle co Ci do głowy przyszło aby się zabić? Mam nadzieję, że to nie przeze mnie.
Wszyscy weszli. Liam, Zayn, Harry i Emma. Nie było jedynie z nimi Nialla.
- Gdzie Niall? – zapytałam trochę niepewnie
- Nie wiem. -  odpowiedziała Emma, i po chwili zmieniła temat – Czekamy na wyjaśnienie. Powiedz nam kiedy zaczęłaś się ciąć, i dlaczego?
Chłopcy weszli i usiedli na około łóżka, Louis siedział na krześle po mojej lewej stronie, a Em na krześle po mojej prawej stronie, więc gdzie bym się nie popatrzyła tam ktoś był.
- No więc… - zaczęłam, wzięłam głęboki wdech i przymknęłam oczy – Zaczęłam się ciąć w wieku 12 lat, powód był prosty. Osoby ze szkoły nie akceptowały mnie, moją jedyną przyjaciółką była Lisa, która została w Polsce, na lekcjach też się nie widziałyśmy, ponieważ ona była w innej klasie, czyli osoby z mojej klasy mogły się na mnie w tym czasie ‘wyżywać’. Ciągały za włosy, wytykały wszystkie błędy, kiedyś też pisałam ‘pamiętnik’ w Internecie, oni znaleźli jakimś cudem link do mojego bloga, i upokarzali mnie na oczach całej szkoły. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Jak ktoś jest otyły, oni wyzywają go od grubasów i śmieją się z niego, albo jak ktoś jest niepełnosprawny też się z niego śmieją. Tak samo było ze mną, tyle że ja nie wiem czym ani w czym im zawiniłam, że mnie tak nie lubią… Przez nich zamknęłam się  w sobie. Oczywiście, na pierwszy rzut oka, widać wesołą, bez problemów, kompleksów, ani jakichkolwiek zmartwień nastolatkę, ale jak już się mnie bliżej pozna, widać tą smutną, nie dającą sobie rady z życiem dziewczynę. Później już okaleczałam się regularnie, po każdej kłótni, lub małej sprzeczce, wytknięciu palcem, albo jedynce w szkole. Zawsze wracałam do domu z płaczem, moim kierunkiem była łazienka, szafka, w której było opakowanie żyletek, brałam jedną i nacinałam kawałek skóry. Spływająca krew dawała mi jakieś ukojenie, ale nie taki normalne, jak rozmowa z bliską osobą, tylko takie psychiczne, trochę na chory sposób, ale mi pomagała. Zaczęłam prowadzić pamiętnik, ale nie taki w Internecie, tylko w zeszycie, dzienniku, w którym opisywałam najskrytsze uczucia, marzenia, plany, to co myślę o osobach z klasy, z mojego otoczenia.  A ostatnio pocięłam się przez to, że wszystkich na około ranię. Zraniłam Nialla, Louisa, Maxa, Lisę. Wszystkich, na kim mi zależy. Osoby z mojej byłej szkoły cieszyłyby się, gdyby mnie nie było, przecież w końcu doszłoby do tego, na co oni tak długo czekają, umarłabym. – w oczach stanęły mi łzy, ale kontynuowałam – Zapewne jeszcze nie raz sięgnę po żyletkę, nie raz spróbuję popełnić próbę samobójczą. Louis, przepraszam. Wiem, że zapewne nie wiesz dlaczego mówię, że zraniłam Nialla, ale to już wyjaśnijcie między sobą. Bo z nami chyba koniec. To za dużo, naprawdę. Masz zespół, trasy, wywiady, koncerty. Ja Ci będę tylko przeszkadzać, ranić. – wyrzuciłam to wszystko z siebie, w końcu. Nagle ktoś mnie przytulił, a raczej wszyscy.
- Nie prawda. Jesteś potrzebna. – powiedział Lou. Mimowolnie uśmiechnęłam się, dobrze wiedzieć, że komuś zależy na mnie, i że uważa, że jestem potrzebna. Cieszę się, że znalazłam przyjaciół. Prawdziwych, nie dziennik, czy osoby z Internetu, tylko przyjaciół realnych. W każdym momencie przy mnie są, prawda, nie chciałam się z nimi widzieć, ale oni samą swoją obecnością sprawiają, że czuje się lepiej. Zawsze mogę się im wyżalić, albo po prostu przytulić się do któregoś z nich…
- To, co powiedziałaś, było takie prawdziwe. – usłyszałam dobrze znany mi głos, Niall
- Bo to prawda Niall. Czekaj, ty to wszystko słyszałeś? – zapytałam zmieszana
- Na to wygląda. – podszedł do mojego łóżka i przyłączył się do naszego wspólnego uścisku, w którym ciągle tkwiliśmy.


Chyba jestem najbardziej zadowolona z tego rozdziału. Prawda, nie jest jakiś strasznie długi, ale wydaje mi się lepszy niż poprzedni. No i w końcu możecie poznać historię Amy. Mam nadzieję, że dzięki temu rozdziałowi, polubicie ją jeszcze bardziej :) Od dzisiaj wprowadzam małą zmianę pisania rozdziałów, czyli będę dawała zdjęcia lub gify, aby wyglądało to bardziej realistycznie.
Muszę wam coś powiedzieć, a mianowicie chodzi o to, że mam zamiar usunąć blog, ponieważ nikt go nie czyta :c, więc jak wpiszecie w wyszukiwarkę link, a wyskoczy, że taki blog nie istnieje to się nie zdziwcie ;). No to chyba tylko ode mnie, proszę, jeśli czytasz to skomentuj, wyraź swoje zdanie, powiedz w czym mam się poprawić itp… Jest mi niezmiernie miło czytać komentarze od was…
W tym rozdziale nie zrobię tak jak wcześniej 10 kom. nowy rozdział, bo chcę zobaczyć czy sami z siebie skomentujecie… ;]

środa, 13 marca 2013

13.


*Perspektywa Danielle* MUSIC ON
Lekarze właśnie wnieśli na noszach Amy do karetki. Dlaczego tak młoda dziewczyna chciała sobie odebrać życie? Przecież ona ma dopiero 16 lat! Całe życie przed nią.
- Wy to One Direction, prawda? – spytał podekscytowany lekarz, który akurat był kierowcą karetki – Moja córka was uwielbia, i chyba nigdy nie wybaczyłaby mi, że straciłem okazję zrobienia sobie zdjęcia z jej idolami i nie wziąłem od nich autografów. To moglibyście mi się podpisać, no nie wiem. Gdziekolwiek. – wyszczerzył się, szukając długopisu, markera, czy jakiejkolwiek rzeczy do pisania. Jest, znalazł.
- Pan chyba sobie żartuje prawda? – spytał rozwścieczony Louis – Ona tu umiera, a pan jakieś scenki odwala, że chce pan autograf.
- I tak umrze. – odpowiedział zrezygnowany – Prędzej czy później, co to za różnica. Nie widzicie? Ona ma jeszcze niedowagę, przecież to gołym okiem widać. Tyle jej krwi już ubyło… Może gdzieś indziej na nią czekają? Może będzie jej lepiej… - patrzyłam na niego z niedowierzaniem, jak lekarz może powiedzieć, że i tak umrze?
- Jedźmy już. – odpowiedział drugi – Proszę jak najszybciej wsiąść za kierownicą i jechać, ona naprawdę może zaraz umrzeć. Proszę aby państwo dojechali swoim samochodem. – zwrócił się tym razem do nas
- Mogę z nią jechać? – wyrwał się Niall
- Oczywiście, proszę wsiadać, ale proszę również streszczać. Chcę wam przypomnieć, że ona tu umiera… – odpowiedział mu lekarz
- Ja pojadę, to moja dziewczyna. – powiedział z cwanym głosem Louis, najbardziej miał na celu zdenerwowanie – już nerwowego – Nialla.
W końcu wyszło na to, że zamiast Nialla pojechał Loui. Chłopak niestety musiał ustąpić mu miejsca, bo przecież Amy była jego dziewczyną.
- Chodź, Niall. Pojedziesz z nami. – powiedziałam do blondyna, w międzyczasie wsiadając do czarnego Vana, którego właścicielem był Liam, kierował zresztą też on…
Po około 20 minutach byliśmy na miejscu, karetka przyjechała szybciej, z racji tego, że to karetka i może przejeżdżać na czerwonym świetle, bądź wymijać inne samochody…
Weszliśmy do budynku i podeszliśmy do pierwszej idące pielęgniarki. Korytarz był w odcieniach błękitu, zaś po bokach rozciągał się pas siwej tapety. Podłoga wyłożona była jasnymi płytkami, więc jak ja i Perrie szłyśmy stukałyśmy obcasami.
- W jakiej Sali możemy znaleźć Amy Nowicką? – Zapytał się Zayn
- To ta dziewczynka z pociętymi rękami i nogami? – zapytała już dosyć starsza pani my tylko pokiwaliśmy głowami na znak „tak”. Kobieta wyglądała jakby miała już około 60 lat. Siwe włosy - zawiązane w koka, biały fartuch, tego samego koloru buty, a w rękach trzymała jakiś dziennik – Lekarze jeszcze próbują tamować jej krew. Biedna dziewczyna, naprawdę.
- Dziękujemy. – powiedzieliśmy równo, a akurat zobaczyliśmy jadące – dzięki pchającym je lekarzom – łóżko, na którym znajdowała się nieprzytomna dziewczyna. „Jezu.” – pomyślałam. Obok niej szedł załamany Louis, ciągle trzymając ją jedną ręką, za jej rękę. Drugą wycierał łzy płynące po policzku…
                Niall stał jak sparaliżowany, wcześniej się wyrywał, a teraz nie mógł się nawet ruszyć.
- Chodźcie idziemy do niej. – podniosłam delikatnie kąciki ust do góry, aby chociaż trochę poprawić im humory. Niall zaczął delikatnie kręcić głową na znak, że się nie zgadza. – Chodźcie idziemy do niej. – powiedziałam raz jeszcze i zaczęłam iść w stronę sali numer 183. Bałam się, cholernie się bałam. Niby jestem taka opanowana, ale jeśli wiem, że ktoś na kim mi zaczyna zależeć, może umrzeć, zaczynałam być przerażająco nerwowa. A co dopiero musi czuć reszta? Co czują Niall i Louis?
                Weszliśmy do sali, a obok łóżka siedział – z już czerwonymi oczami od płaczu – Loui. Podeszliśmy bliżej niego i przytuliliśmy go, powiedzieliśmy też aby się nie przejmował, bo przecież to na sto procent nie jego wina, i jeśli będzie coś z nią nie tak to tu są lekarze i w każdej chwili mogą jej pomóc.
- Wiecie, że musimy zawiadomić jej rodziców? – zaczął Liam
- Wiemy. Ale czy ktoś z was ma w ogóle numer do jej rodziców? – zapytał Zayn
- Ja mam. – odezwał się Louis. „Nareszcie” – pomyślałam
Louis zaczął szukać w swojej komórce numer, a w końcu jak już znalazł, dał ją Liamowi.
*ROZMOWA Z  MAMĄ AMY:
- Dzień dobry. – przywitał się Liam – Rozumie pani co mówię, prawda?
- Weź na głośnik. – przerwał mu Harry
- Tak rozumiem. – zaśmiała się kobieta w słuchawce – Coś się stało, że dzwonicie?
- Nie. To znaczy tak, bo pani córka leży właśnie nieprzytomna w szpitalu, i mogła umrzeć. Nadal może. Najlepiej by było gdyby państwo przyjechali… - kobieta rozpłakała się
- W jakim szpitalu ona teraz jest? – ledwo mogliśmy ją zrozumieć, ale wiem co teraz czuje.
Liam podał dla mamy Amy wszystkie informacje i rozłączył się.*
- Gdzie Niall? – zapytała Emma, no tak nie było z nami Nialla
- Nie wiem, przecież z nami był… - powiedziałam
- Chodź ze mną, zobaczymy gdzie jest. – Emma pociągnęła mnie za rękę i poszłyśmy.
                Przeszłyśmy korytarz, Nialla brak. Następnie inne piętra, ale na żadnym go nie było.
- Może jest na dworze? Przy wejściu? – zapytałam. Dziewczyna kiwnęła na znak, że się zgadza – Wiem, że może nie powinnam się pytać, ale co powiedziałaś dla Amy? Wiem to, że Niall mówi, że ją kocha, a ona o tym nie wiedziała, ale jeśli możesz przedstaw mi całą to sytuację, o jak to się zaczęło…
- Jeśli chcesz wiedzieć, gdzie Niall i ona się spotkali pierwszy raz, sama go o to zapytaj. Ja mogę powiedzieć Ci jedynie to, o czym rozmawiałyśmy w kuchni jak wyszłaś…
- Ok. – przytaknęłam, chociaż trochę chciałam być wtajemniczona. W końcu Em to jedna z lepszych przyjaciół chłopaka… Tak szczerze, to wydaje mi się, że Niall powinien odkochać się w Amy, a zająć się Emmą. Oni tak słodko razem wyglądają. Pasują do siebie…
*Perspektywa Emmy* [specjalnie dla Isiia ;)]
„              Siedziałyśmy z dziewczynami w kuchni i przygotowywałyśmy obiad. Dzisiaj miała być lazania. Dan na chwilę wyszła zostawiając mnie i Amy same. Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy przy robieniu jedzenia. Na chwilę spoważniałam i chciałam dowiedzieć się kilku rzeczy, a mianowicie:
- Cieszysz się, że jesteś z Louisem? – zapytałam ni stąd, ni zowąd
- No wiesz oczywiście, że tak. Dlaczego miałabym z nim być gdybym Go nie kochała? – odpowiedziała, lekko zdziwiona
- Nie będę owijać w bawełnę, więc od razu Ci powiem. Niall Cię kocha, ale wstydzi Ci się to powiedzieć. Dzisiaj rano chciał Ci to powiedzieć, ale nie odważył się. – tak, w końcu to z siebie wydusiłam. Mam nadzieję, ze Niall się nie zezłości. Przecież ja mu tylko pomogłam, może Amy teraz oprzytomnieje…
- Ale…
- Nie żadne „ale” tylko idź i z Nim pogadaj. – powiedziałam popychając ją w stronę wyjścia z kuchni.” – opowiedziałam wszystko dla Dan, gdy nagle przed nami pojawił się Niall z papierosem w ustach i łzami na policzkach…
- Co ty robisz? – starałam się być spokojna
- Rozumiesz? To wszystko nasza wina. Moja. Ona chciała się zabić przez nas. Przez prawdę. Po co jej to wszystko mówiłaś? Gdybym chciał to sam bym jej to powiedział… Ty chyba naprawdę nic nie rozumiesz. – wściekły uderzył pięściami o ścianę budynku.
- Możemy wejść do środka? No wiecie, trochę mi zimny, w końcu stoimy na dworze, a ja mam na sobie jedynie cienką bluzkę. Najlepiej byłoby gdybyśmy poszli do Amy. Wszyscy – powiedziała, z naciskiem na ostatnie słowo, które kierowała do Nialla
- Jasne. – odpowiedział bez namiętnie
- A z Tobą jeszcze sobie porozmawiam. Jak będziemy sami… - powiedziałam ciszej do Nialla
                Weszliśmy do sali do całej szóstki, ale było ich już tam więcej. Była rozpłakana mama Amy, i jej tato, który podnosił kobietę na duchu
- Dlaczego ona to zrobiła? - zaczęła kobieta - Czy któreś z was wie? Proszę powiedzcie mi, postawcie się w sytuacji mojej i mojego męża. Czy któreś z was, chciałoby, aby wasze dziecko samo okaleczało się, a wy byście nawet nie wiedzieli dlaczego? - wzrokiem przeleciała po każdym z nas
- Ja. – odezwał się Niall, wszyscy momentalnie przenieśli swój wzrok z Amy i jej rodziców na Nialla – To przeze mnie próbowała się zabić. Ja naprawdę nie chciałem, nawet do końca nie wiem, dlaczego to zrobiła… Ale w trakcie naszej rozmowy, ona po prostu wybiegła z pokoju i pobiegła zapewne od razu do domu. Następnie dostałem od niej sms’a, w którym mnie przepraszała za coś. Nie wiem za co, no ale cóż. Również się pożegnała. Oczywiście od razu zareagowałem i pojechałem do niej. Gdy wszedłem do domu, ona leżała już u siebie w sypialni na łóżku i krwawiła. Z ud i z nadgarstków. Była wciąż przytomna, i ciągle do niej mówiłem, aby nie zamykała oczu… Zadzwoniłem po resztę, oraz po karetkę… A dalej pani już chyba wie… - zaczął tłumaczyć się Niall, spuścił głowę w ramach skruchy – Przepraszam – dodał po chwili i wyszedł. Nie chciałam za nim iść, wiedziałam, że chce być teraz sam.
- Dzień dobry, czas wizyt się już skończył. Więc proszę się pożegnać i już iść. -  powiedziała pielęgniarka, która nie wiem skąd się tu wzięła. Ubrana była tak jak ta, którą złapaliśmy na korytarzu wcześniej.
- To która jest już godzina? – zapytałam
- 19.21 – odpowiedział Harry – Zbierajmy się już, jutro ją odwiedzimy…
- Ja z nią zostanę. – odpowiedział Louis
- Nie możesz! – wtrącił Zayn – Przecież nic jej się tu nie stanie, są lekarze. Gdyby coś się stało, na pewno by Cię poinformowali.
- U niej w domu też miało się nic nie stać… - odpowiedział Loui
- Jak chcesz, my idziemy… - Odpowiedziała Dan. Pożegnaliśmy się z chłopakiem, i „tak jakby” z Amy


No to mamy rozdział 13!
A teraz wielkie SORRY, że nie dodałam go od razu jak było 10 komentarzy… No ale wiecie, rozdział musi się napisać ;) A piszę te 10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ bo jak nie napiszę, to nikt nie komentuje chociaż przeczyta :D
Więc poproszę 10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
Jak zobaczę, że komentujecie sami z siebie, przestanę tak pisać ;)
No i bez bicia przyznam się, że nie jestem zadowolona z rozdziału ;c Wydaje mi się to wszystko takie nijakie xD No ale sami oceńcie. A i anonimki – ujawnijcie się ;D

sobota, 9 marca 2013

12.



*Perspektywa Nialla* MUSIC ON


- A teraz czekam na wyjaśnienia. – dziewczyna odwróciła się do mnie, opierając o framugę. Jeden głupi wybryk, a teraz ponoszę konsekwencje. Dobrze, że chociaż Emma powiedziała, że tu mieszkam, bo nie wiem, gdzie  mógłbym trafić… Komisariat? Izba wytrzeźwień? A może, co gorsza – więzienie, a następnie sąd i sala rozpraw? Byłem pewny, w stu procentach, że nie zrobiłbym tego, gdybym był trzeźwy i wcześniej posłuchał Emmy, która dobrze mi powiedziała:
„- A Amy? Już Ci nie zależy? (...) Co ty wyprawiasz? Liżesz się z jakąś laską, której praktycznie nie znasz!... ” – Dlaczego byłem z tą dziewczyną w tym klubie? Nie wiem. Prawdopodobnie, abym przestał myśleć o Am i zastąpił Ją inną. Szkoda, że Oni są razem – mój najlepszy przyjaciel i dziewczyna marzeń. Z resztą, co ja sobie wyobrażałem? Od razu było to wszystko wiadome, że z nią nie będę. Zapewne Ona nic do mnie nie czuje, ani nie wie, że ja ją kocham. Tak, kocham. Najmocniej na świecie. Bez granicznie. Ona jest idealna w każdym stopniu – śliczna, boska, perfekcyjna, zaradna, można z nią o wszystkim porozmawiać, czasami też pokazywała pazurki. Ale i tak była idealna. Nigdy wcześniej nie spotkałem takiej dziewczyny.. Może to i dobrze, że czekałem właśnie na tą jedyną.
- To jak? Dzisiaj się dowiem dlaczego policja Cię przyprowadziła czy nie? – przerwała mi Em, która już lekko się niecierpliwiła.
- No bo pamiętasz tą dziewczynę z wczoraj..
- Tą z którą się lizałeś, aby zrobić na złość Amy? Tak. – oznajmiła beznamiętnie
- Tak tą. – powiedziałem przez zęby – No bo jak ona mnie pociągnęła za rękę, to poszliśmy do baru. Kupiłem jej chyba trzy drinki, nie więcej. Następnie poszliśmy tańczyć. A na sam koniec, miałem ją odprowadzić do domu. Gdzie jak się później okazało, pod domem czekał jej mężczyzna, gdy zobaczył, że trzymamy się za ręce i w dodatku.. – nie skończyłem
- Trzymacie za ręce i w dodatku? – zapytała Emma
- No bo.. Eh, my się całowaliśmy jeszcze.. Nie tylko w tym klubie przed Tobą i Amy, tylko jeszcze później. Gdyby nie jej facet, zapewne doszło by do czegoś więcej.. Znaczy my mieliśmy taki plan aby… No nie ważne. – spuściłem wzrok
- Miało do czegoś jeszcze dojść?! – wrzasnęła
- Ej co się tu dzieje? – usłyszałem ten śliczny, dziewczęcy głos należący do mojej bogini. No może nie do końca mojej, ale to już nie długo… Mam plan.
- Co to za krzyki? – kontynuowała
- On Ci wyjaśni, ja już mam dość. – powiedziała Emma wychodząc i kierując się w stronę łazienki – Zresztą i tak musi Ci coś wyjaśnić… - zawróciła i mrugnęła mi okiem
„Jeszcze tego pożałujesz” – powiedziałem bezgłośnie
- O co chodzi? – spytała się mnie lekko zaspana Amy – Dlaczego nie wracałeś z nami?
W końcu i tak by się dowiedziała, a czym prędzej tym lepiej. Chyba teraz nastał ten moment. Wolę, aby dowiedziała się ode mnie, niż od osób trzecich. Które, w ogóle nie powinny być zamieszane w TĄ sprawę… A może tak to miało być, może ktoś już tam na górze napisał nam „scenariusz” i każdy z nas ma rolę w tym teatrze... A moją jest to aby właśnie Jej to wyznać, wyznać to, co czuję. Już od naszego pierwszego spotkania w samolocie wiedziałem, że to właśnie ta jedyna…
- No bo wczoraj, ten no.. – nie wiedziałem jak zacząć, a jeśli Ona wyśmieje moje uczucia, jeśli cały zespół się przeze mnie rozwali, w końcu to dziewczyna mojego przyjaciela z zespołu… A jeśli Ona mi pogratuluje i powie, abym nie był obojętny co do tamtej dziewczyny?
- No powiedz. – uśmiechnęła się
- Nic nie ważne. – zmarnowałem swoją szanse na powiedzenie Jej co czuję, ale podszedłem do niej i przytuliłem ją. Jak przyjaciel. Tylko przyjaciel. Ale dla mnie to i tak dużo… Sam jej dotyk, uśmiech, słowo. Wszystko co było z nią związane było piękne… I świat stawał się lepszy. Nie wiem, czy w ogóle powinienem tak mówić, przecież ja Ją tak krótko znam…
***
Dziewczyny były w kuchni i robiły obiad, ja natomiast postanowiłem zagrać z Liamem i Zanem w Fifę.
A Harry z Louisem, siedzieli obok na kanapie i o czymś rozmawiali.
Po chwili przyszła do nas Amy:
- Niall – jak Ona ślicznie wymawia moje imię, tak delikatnie… - nie chcę Ci przerywać tak zawziętej gry, ale musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać… - przygryzła dolną wargę i tylko mogłem domyślać się o co chodzi… Emma zapewne wszystko wypaplała dla Amy.
- A o co chodzi? – podszedłem do Niej
- Chodź na górę to Ci powiem. – odpowiedziała kierując się w stronę sypialni Zayna
***
- No więc o co chodzi? – usiadłem na łóżku, wzrok wbiłem w stojącą dziewczynę – Usiądź. – poklepałem miejsce przy mnie
- Nie dzięki, postoję. Nie wiem jak zacząć, bo to nie ja powinnam zacząć tą rozmowę, lecz Ty. – już wiem o co chodzi – Niall, dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Tego co czujesz od naszego pierwszego spotkania… Wszystkiego! Miałeś tyle okazji, aby mi to powiedzieć. Ale Ty nie, oczywiście…
- Kto Ci powiedział? – zapytałem
- Emma, a kto mógł inny?
- No tak… A nie mogłaś się domyślić? A nie, przepraszam. Przecież Ty wolisz mojego najlepszego przyjaciela. Dziewczyna marzeń mnie spławiła, super… - odpowiedziałem zrezygnowany
- Niall to nie tak!
- To jak? Nie widzisz tego, że Cię kocham? Nic nie kocham bardziej niż Ciebie! Nawet mojego jedzenia. Jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam. Całe 18 lat na Ciebie czekałem, a ty teraz mnie nie chcesz? Zrobiłbym dla Ciebie wszystko, abyś była moja. Tylko i wyłącznie moja. Nie Louisa, nie tego chłopaka z Polski, ale moja. Co mogę zrobić aby mieć Cię na własność? Jeśli chcesz zabiorę Cię na bezludną wyspę, na księżyc, gdzie tylko będziesz chciała. Ale musimy być sami, tylko dla siebie. Na własność… Może mój wiek Ci przeszkadza? Jestem za mało poważny, czy zabawny tak jak Louis? - skończyłem mój monolog. Do oczu nabrały mi się łzy, ale nie pozwoliłem, aby popłynęły mi po policzkach tak jak dla Amy…
- Niall tu nie chodzi o wiek! To co powiedziałeś jest słodkie, ale ja.. Ja po prostu przepraszam. – odpowiedziała wybiegając.
Uciekła. Nie ma Jej. A jeśli już nigdy Jej nie zobaczę przez uczucia, którymi Ją darzę?
***
- Gdzie Amy? – zapytał się mnie Louis
- Skąd mam wiedzieć? To nie moja laska tylko Twoja! I to Ty powinieneś Ją pilnować, a nie ja! – krzyknąłem rozwścieczony
- Ej stary, o co Ci chodzi? – zapytał zdziwiony Lou
- O gówno! – wyszedłem z domu Emmy trzaskając drzwiami.
Postanowiłem iść do siebie. Po drodze spotkałem kilka fanek – zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcia i porozdawałem autografy. Chociaż cały ten tłum dziewczyn za mną szalał, ja i tak wciąż myślałem o Amy, i o tym dlaczego nie chciała dalej rozmawiać. W końcu to Ona zaczęła tą rozmowę… Za co przepraszała? Nie wiem… Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, a Ona nie zrobi nic głupiego...
Widziałem na jej rękach te blizny… Ona może uważa, że ich nie widać jak ma tatuaż, albo jak nakłada bransoletki, zegarki, bandanki i inne takie, ale to wszystko widać. Prawdopodobnie do końca życia pozostaną one na Jej rękach. Może na razie się nie tnie, ale i tak do tego wróci. To jest silniejsze niż cokolwiek. Tak samo jak narkoman wróci do ćpania, tak samo samobójca do popełnienia kolejnej próby odebrania sobie życia. Tak to już jest.
Mijałem na ulicach różnych ludzi, a z nieba zaczął padać deszcz. Coraz intensywniej.
Zatrzymałem się przy zwykłym sklepie z alkoholami i wszedłem do środka.
Wyglądał jak zwykły sklep, tyle że na suficie zawieszone były lustra. Po co? Nie wiem. Przy ścianach koloru beżowego, na półkach poustawiane były alkohole. Od najdroższego do najtańszego…
Na początku szampany, następnie likiery, whisky, wódki, różne między narodowe piwa, i dużo, dużo więcej…
- Dzień dobry. – przywitałem się jak należy – Poproszę jedną butelkę Jacka Daniel’s.
- 20 funtów się należy. – podałem facetowi wyznaczoną sumę i wyszedłem.
Na dworze padało już na dobre, a moim ostatecznym kierunkiem było moje mieszkanie.
Mieszkałem sam, ponieważ rodzice są po rozwodzie i mieszkają w Irlandii.
Wszedłem do wieżowca, przywitałem się z dozorcą i pokierowałem w stronę windy. Wszedłem i wcisnąłem przycisk „15”, aby winda zawiozła mnie na „moje” piętro.
***
Usiadłem na czekoladowej sofie popijając łyk whisky, gdy nagle dostałem sms’a od Amy o treści:
„Ja nie chciałam Niall, przepraszam. Wybacz mi, nie przemyślałam tego co robiłam WTEDY… Dobranoc.”
Przestraszyłem się. Po pierwsze nie wiem o co chodzi, a po drugie jest dopiero 1 po południu, a Ona napisała „…Dobranoc.” Wybiegłem z mieszkania nawet nie wiem czy zamknąłem drzwi na klucz i jak 
najszybciej chciałem do Niej pojechać. W między czasie zadzwoniłem do reszty.
Gdy byłem już na dole, dozorca próbował mnie zatrzymać i ze mną porozmawiać, ale ja po prostu nie zwróciłem na Niego uwagi i ominąłem Go. Na dole, pod budynkiem stał rządek taxi. Wsiadłem do jednej i podałem adres dziewczyny.
Po nie całych 5 minutach byłem na miejscu… Reszty jeszcze nie było. Otworzyłem drzwi wejściowe, wręcz wpadłem do Jej domu jak poparzony.
- Amy gdzie jesteś? – krzyczałem lecz nie dostawałem odpowiedzi.
Najpierw sprawdziłem wszystkie pokoje, które znajdowały się na parterze domu. W żadnym z nich nie było Amy, wiedziałem już, że była u siebie.
Wbiegłem po schodach prowadzących na górę. Bałem się otworzyć drzwi do Jej pokoju, bo nie wiedziałem co mogę tam jeszcze zastać.
Otworzyłem.
Dziewczyna leżała w drugim pokoju na łóżku, z krwawiącymi nadgarstkami i udami. Obok Niej leżała połyskująca żyletka,
- Przepraszam Ciebie i wszystkich… - zdołała jednie tyle powiedzieć, obok na białej pościeli były już spore plamy krwi. Zamykała oczy, powoli, ale zamykała.
- Nie masz za co! Nie zamykaj oczu, proszę! Już dzwonie po karetkę, Amy! Proszę, zrób to dla mnie, dla Louisa, dla dziewczyn! Kocham Cię! Nie mogę Cię stracić! Nie możemy… - mówiłem przez łzy, czekając aż ktoś ze szpitala odbierze telefon.
- Co Jej się… - zaczęła Emma – Osz kurwa!
- Dzwońcie po pogotowie, trzeba to jakoś zatamować! – powiedział Liam – Szukajcie jakiegoś bandaża, nie wiem czego!
Dziewczyny już płakały, ja też. Zresztą każdy z nas. Nikt nie chciał Jej stracić! Ona była już na skraju życia i śmierci.
Umierała – przeze mnie.

Jakoś tak mało ale wybaczcie mi to... Następny rozdział postaram się napisać dłuższy ;)
Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? Jak myślicie: Amy przeżyje?
Dziękuję za 12 komentarzy pod ostatnim rozdziałem i AŻ 156 wyświetleń samego rozdziału :D
BIERZCIE UDZIAŁ W ANKIECIE!
10 komentarzy = nowy rozdział
Mam nadzieję, że napiszecie ich więcej niż 10 ;D